Film miał duże szanse na sukces, dostał poważny budżet, promocję i ciekawą historię z Romulanami. Niestety bardzo szybko dający olbrzymie możliwości wątek Shinzona idzie na mielizny. Nie brak też jakże lubianych przez wszystkich dłużyzn i zbędnego wątku B-4.
Historia była znakomita, tyle że, zamiast na niej się skupić, to postawiono na kosmiczny western z uproszczeniem fabuły.
W całej serii najbardziej irytowało mnie, że Picard nie zachowuje się tak, jak na dowódcę przystało. Ten powinien kierować ludźmi, a zamiast tego za każdym razem łapie broń i idzie na pierwszą linię walki pozostawiając odpowiedzialność za okręt i życie załogi w rękach zastępców. Marny to kapitan, skoro jedyne decyzje jakie podejmuje, to wyznaczenie kierunku lotu, albo zastępstwa.
Minusy:
-wątek B-4
-nielogiczne sytuacje (np fala uderzeniowa promienia talaronowego mającego zniszczyć całą Ziemię, nawet nie draśnie Enterprise)
-wieczne rozkminy egzystencjalne Picarda w chwilach delikatnie mówiąc nieodpowiednich
-tak jak mówił przedmówca- rzeczywistym kapitanem statku wydaje się być Pierwszy
-na niektóre rozwiązania wydawaloby się oczywiste (choćby telepatyczne namierzanie Remian) załoga wpada z "małym" opóźnieniem
Plusy:
-naprawdę piękna mgławica
-zarys fabuły bardzo interesujący
-wciąga jak to Star Trek
Minusy: Picard!
Postać z potencjałem, ale moim zdaniem źle zagrana. Po serii stwierdzam, że Patrick Stewart potrafi być tylko prof. Xavierem i da się go oglądać, bo występuje tylko epizodycznie. Jako główny bohater się nie sprawdza.
B-4 nie był zbędnym wątkiem, zbędna była tylko ta jazda samochodzikiem po pustyni i strzelanina. Za dużo było też psychologii, za mało akcji i "nieznanego" - tego, co w Star Treku najbardziej fascynowało.
Nie było tak źle. Nie jestem fanem serii, więc za dużo nie oglądałem, nie mam więc odniesień do innych ekranizacji. Na pewno lepiej się oglądało niż serial. Dobra muzyka i dobre, ale nie natrętne efekty specjalne.