Urodzinowy średniak

Kosmos, ostateczna granica. Oto podróże statku kosmicznego Enterprise. Jego misją jest odkrywanie nowych, obcych światów, poszukiwanie nowych form życia i nowych cywilizacji, aby śmiało dążyć
Kosmos, ostateczna granica. Oto podróże statku kosmicznego Enterprise. Jego misją jest odkrywanie nowych, obcych światów, poszukiwanie nowych form życia i nowych cywilizacji, aby śmiało dążyć tam, gdzie nie dotarł jeszcze żaden człowiek.

"40 lat minęło jak jeden dzień" - można by sobie zanucić słowa popularnej piosenki z kultowego polskiego serialu. Przed nami bowiem gra wydana z okazji czterdziestej rocznicy powstania uniwersum Star Treka. Do dzisiaj powstało 12 filmów kinowych, kilka seriali telewizyjnych (m.in. "Enterprise", "Voyager", "Deep Space Nine"), składających się łącznie z kilkuset odcinków, a także wiele gier komputerowych, których akcja rozgrywa się w świecie stworzonym przez Roddenberry'ego. O ile jednak kinomani na całym świecie mieli powody do mruczenia, o tyle wielbiciele gier komputerowych niestety nie otrzymali zbyt wielu dobrych produktów. Co prawda raz na kilka lat pojawiał się taki "Elite Force II", ale generalnie produkty z logiem Star Trek najczęściej były typowymi średniakami. Jak jest z "Legacy"? Niestety podobnie.

Zacznijmy od najmocniejszej strony omawianego tytułu, a więc fabuły. Gra rozpoczyna się cztery lata po wydarzeniach znanych z serialu "Star Trek: Enterprise", ale podczas kampanii dla pojedynczego gracza wcielimy się w rolę każdego kapitana najsłynniejszego statku Federacji: Jamesa T. Kirka, Jonathana Archera oraz Jean-Luc Picarda. Po drodze wpadniemy również na Benjamina Sisko oraz Kathryn Janeway, tak więc spełni się mokry sen każdego trekkies – wszyscy bohaterowie w jednym produkcie. Co ważne, fabuła jest spójna i w żaden sposób nie czuć, że te wszystkie postacie były tu doczepiane na siłę, no ale w końcu swojej pomocy udzieliła sama D.C. Fontana (jedna z osób odpowiedzialnych za scenariusz oryginalnego "Star Treka"), więc w sumie nie można się temu dziwić. Bohaterką niekoniecznie pozytywną jest tu Wolkanka T'Uerell, która wykorzystując Archera niszczy stację kosmiczną, w której prowadziła tajemnicze eksperymenty (zabijając przy tym całą załogę). Wkrótce potem pojawiają się informacje o wirusie dziesiątkującym ludność odległych planet. Zbieg okoliczności? Trudno w to uwierzyć, tym bardziej, że Federacja spotkała T'Uerell na swojej drodze dużo, dużo wcześniej...

Opowiedziana historia jest znakomita i stanowi bardzo mocny punkt "Star Trek: Legacy" – śmiem nawet twierdzić, że na głowę bije fabuły niektórych filmów kinowych ("Insurrection", to głównie do ciebie!). W kampanii pojawia się wiele odniesień do wydarzeń znanych ze srebrnego ekranu ("Star Trek: Nemesis") czy też z seriali (przede wszystkim motyw porwania Jean-Luca przez Borga), tak więc fani tego uniwersum będą naprawdę zadowoleni. Gorzej z tymi, którzy Star Treka nigdy nie widzieli. Jeśli do omawianego tytułu chcą przysiąść osoby kompletnie "zielone" w temacie, to muszą przede wszystkim poczytać o Picardzie i jego związku z Borgiem, poznać zakończenie "Voyager" i obejrzeć przynajmniej reboot "Star Trek", aby łyknąć jakieś podstawy o Wolkanach. Również dla osób w miarę obeznanych znajdzie się tutaj coś ciekawego: oto bowiem dowiemy się jak powstał Borg. Co prawda odpowiedzi na to pytanie domyślałem się już wcześniej, ale teraz w końcu mam oficjalne potwierdzenie.

Sama gra jest taktyczną, kosmiczną strzelanką, w której możemy dowodzić formacją złożoną z czterech statków. Towarzyszy "kupujemy" za punkty zdobyte podczas misji i w każdym momencie trwania danego scenariusza możemy przejąć nad nimi kontrolę. Możemy im również wydawać proste polecenia, zarówno podczas normalnego lotu, jak i na mapie taktycznej przypominającej nieco tą znaną z "Homeworld". Cele misji dotyczyć będą m.in. ochrony danego obiektu, zbadania określonego miejsca czy też eskorty konkretnej jednostki. W praktyce oznacza to jednak głównie walkę, a w tej kwestii "Star Trek: Legacy" nieco, niestety, kuleje. Przede wszystkim sterowanie jest tutaj znacznie trudniejsze niż na Xbox 360. Można wręcz rzec, że twórcy zawalili sprawę na całej linii. Statkiem sterujemy przy pomocy klawiatury, natomiast ustawienia kamery zmieniamy myszką – normalne i logiczne. Nienormalnym jest natomiast to, że klawiszologii nie można w żaden sposób zmienić – ma być tak jak ustalili twórcy i koniec! Ja to jeszcze jakoś zdołałem się przyzwyczaić, ale osoby leworęczne w ogóle mogą sobie ten tytuł podarować, bo tylko będą się niepotrzebnie denerwowały. Do szewskiej pasji doprowadziła mnie również tak banalna opcja jak zmiana ustawienia osi Y – można zmienić ją w sterowaniu klawiszami (co jest jednak wyjątkowo nienaturalne), nie można jej natomiast zmienić w rozglądaniu myszą. Dlaczego? Bo tak.

Do sterowania zdołałem się w końcu jakoś przyzwyczaić, choć musiałem przy tym zmniejszyć poziom trudności na "easy" i wyzywać programistów Mad Doc oraz Bethesdy (akurat w tej kwestii mam już pewne doświadczenie za sprawą "Fallout 3") od najgorszych. W końcu jednak mogłem rzucić się w wir walki. Tej jest tutaj bardzo dużo, same potyczki bywają niekiedy bardzo emocjonujące, jednak można było z nich wyciągnąć znacznie więcej. Twórcy jakby uprościli ten tytuł do potrzeb konsoli, ponieważ w ogóle nie zaimplementowano systemu kolizji. Nasz statek może zostać uszkodzony podczas walki i nie raz wymagać będzie naprawy, jednak nie można wykonać np. manewru znanego z "Insurrection" czy "Fani Star Treka na świecie (2004)Star Trek" a.d. 2009, polegającego na staranowaniu wrogiej jednostki. Dlaczego? Być może z uwagi na to, że sterując padem, wpadalibyśmy na wszystko i wszystkich. Uważam jednak, że na PC dałoby radę coś takiego zrobić, no ale wymagałoby to większej ilości pracy. Niestety panom z Mad Doc się chyba nie chciało i zamiast tego statki odbijają się od siebie jak od ściany, wydając przy tym odgłos niczym piłeczka tenisowa. Wpadnijcie tak na jakąś planetę, to będziecie płakać ze śmiechu.

Konsolowy rodowód w "Star Trek: Legacy" widać bardzo wyraźnie. Co ja mówię – ten rodowód niemal bije nas po twarzy! Wyobraźcie sobie bowiem, że w ciągu całej kampanii dla pojedynczego gracza mamy tylko jeden slot na save'a! Gra zapisuje postępy po każdej z misji, nadpisując tym samym poprzedni, tak więc po wykonaniu ostatniego zadania jedyne co możemy zrobić, to włączyć całą kampanię od początku. Nie możemy wrócić do któregokolwiek z wcześniej rozgrywanych scenariuszy. O tym że podczas misji również nie możemy "save'ować" nie muszę chyba nawet wspominać, prawda? Dodatkowo, gra zawierać miała możliwość upgrade'ów poszczególnych statków, wpływania na wygląd eskadry, jak również miała pozwolić na swobodny dobór załogi. Tydzień przed premierą takie opcje były jeszcze w zapowiedziach; po premierze zniknęły i nikt ich więcej nie widział. Dużo tutaj narzekam, ale w "Star Trek: Legacy" jednak jak najbardziej da się grać – z odrobiną cierpliwości kampanię można przechodzić, czerpiąc z tego powodu przyjemność, z tym że ten tytuł mógłby być o wiele, wiele lepszy. I to trzeba wyraźnie zaznaczyć.

Teraz będzie nieco pozytywów, ponieważ zajmiemy się oprawą. Gra prezentuje się naprawdę wybornie, przy czym nie posiada zbyt wygórowanych wymagań sprzętowych. Podobno wielu graczy narzekało na błędy i wyskakiwanie do Windowsa, osobiście jednak niczego takiego nie zauważyłem. W grze znajdziemy niemal 100 statków z różnych epok i wszystkie one wyglądają naprawdę znakomicie. Oczywiście tym należącym do wrogów zbyt dobrze nie będziemy się przyglądać, jednak jednostki, którymi przyjdzie nam sterować są śliczne i szczegółowe. Również planety czy mgławice wykonane zostały fantastycznie, choć z tymi pierwszymi jest taki problem, że należy je obserwować z daleka, ponieważ zbliżenie się do nich grozi napadem śmiechu (to odbijanie się od nich, argh!). Dodajcie do tego wszystkiego ładne wybuchy, płomienie, cienie, efekty świetlne, lasery i torpedy, a otrzymacie bardzo dobrą oprawę graficzną (jak na 2006 rok oczywiście). Mimo iż misje rozgrywane są w kosmosie, dźwięki są, i to nawet całkiem niezłe. Szczególnie cieszy bardzo dobry voiceacting, dzięki któremu możemy poczuć się jak w filmie, oraz muzyka, która zadowolić powinna nie tylko fanów uniwersum.

Jak komuś będzie mało emocji po kampanii dla pojedynczego gracza, to można również spróbować swoich sił w trybach "Skirmish" i "Multiplayer", gdzie możemy walczyć zarówno każdy na każdego, jak i w co-opie. Do tego celu przygotowano 16 map, a przed rozpoczęciem walki możemy wybrać obowiązującą wielkość floty, liczbę punktów, czy też erę, w jakiej rozgrywać się będzie dany scenariusz. Ot, i oto cały "Star Trek: Legacy" – niezła gra, której jednak bardzo daleko do doskonałości. Ma ona świetną fabułę, umiejscowioną w znanym uniwersum oraz śliczną oprawę, ale niestety zabrakło doszlifowania najważniejszego elementu, czyli gameplayu. Jeśli jesteście fanami Star Treka, możecie się przy niej nieźle bawić, ale na 100% nie raz czy dwa rzucicie "mięsem" na osoby odpowiedzialne za wersję na PC. A jeśli fanami nie jesteście, to cóż, znajdźcie sobie inną, lepszą, kosmiczną grę – jest ich naprawdę sporo.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones